Żeby dwoje chciało być fit na raz...

Tom Hanks napisał takie opowiadanie: Ona i on. Byli przyjaciółmi, ale pewnego wieczoru (podczas którego nie zabrakło dobrego wina) coś zaiskrzyło i postanowili zostać parą. Problem polegał na tym, że ona była fit freekiem - zdrowo się odżywiała, codziennie biegała i ogólnie nie mogła usiedzieć w miejscu, a on... no cóż... on był typem domatora, który uwielbiał długo spać, wylegiwać się na kanapie, z niczym się nie spieszyć i objadać się pizzą.

Jasne, że to nie są różnice nie do pogodzenia i bohaterowie tej historii mogli żyć długo i szczęśliwie, bo w końcu coś musiało ich łączyć, skoro się przyjaźnili i mieli ochotę na coś więcej. Z drugiej strony przecież nie wszystko trzeba robić razem, a jeść też można, co kto lubi (choć gotowanie dwóch różnych obiadów może być dość upierdliwe).

Ale happy endu nie było. Ten związek okazał się tym, co wieści tytuł opowiadania - "Trzema tygodniami męki". Powód był prosty - pani fit (do której trudno mieć pretensje, że chciała żyć zdrowo) narzuciła temu biedakowi bez kondycji, uwielbiającemu wszystko, czego ona nie tolerowała, swój styl życia. Zaczęła go ciągać na codzienny jogging, zdrowo gotować i w żadnym wypadku nie chciała pozwolić mu na jego ukochane popołudniowe drzemki. Szczerze? Wiecie, że jestem fit freekiem i w zasadzie ta dziewczyna mogłaby być mną... A jednak, kiedy czytałam to opowiadanie,  nie znosiłam jej z całego serca i bardzo współczułam temu facetowi.

Zdziwieni? Spokojnie, nie przeszłam na drugą stronę barykady i nie zacznę tu wychwalać niezdrowych nawyków i wysokotłuszczowych przekąsek ;) Chcę Wam tylko powiedzieć, że jeśli Wasz partner nie jest miłośnikiem aktywności fizycznej i sałatek, nie powinniście na siłę zmieniać jego przyzwyczajeń. TO I TAK SIĘ NIE UDA. Ludzie nie cierpią, kiedy ktoś chce na siłę ich zmienić. Np. gdyby ktoś zabronił mi biegać i zmuszał do leżenia brzuchem do góry, uciekłabym od niego, gdzie pieprz rośnie (uprzednio robiąc mu niezłą awanturę za naruszenie mojej niezależności).

Zmierzam do tego, że kiedy jakiś fit freek zwiąże się ze swoim dokładnym przeciwieństwem (wiadomo - przeciwieństwa się przyciągają, więc to wcale nie jest takie rzadkie zjawisko), trzeba zaakceptować odmienność partnera - i tyle. Czasem można nawet dać się przeciągnąć "na jego stronę mocy". To dotyczy każdej ze stron. W końcu nic się nie stanie, jeśli fit freek zje coś słodkiego, a jego anty-fit partner spróbuje zdrowej sałatki lub zupy krem. A wiem z doświadczenia, że zdrowe dania mają szansę zasmakować nawet największym przeciwnikom wszelkich diet.

Przykłady? Proszę bardzo! Oto przepis na curry* (nie dość, że fit - to jeszcze wegetariańskie!, choć wśród moich znajomych pojawiła się koncepcja podawania go z kurczakiem), które serwowałam ze świetnymi recenzjami również tych, którzy na co dzień nie praktykują jakiejś super zdrowej diety:

Potrzebujemy:

  • połowy dyni piżmowej
  • 1 czerwonej cebuli
  • 1 zielonej lub żółtej papryki
  • a kapusty pekińskiej
  • 4 pomidorów
  • 0,5 puszki mleka kokosowego
  • 0,5 szklanki soczewicy
  • 1-2 ząbków czosnku
  • 4 łyżek sosu sojowego
  • 1 łyżeczki utartych nasion kolendry
  • 1 łyżeczki kurkumy
  • 1 łyżeczki cynamonu
  • 1 łyżeczki czerwonej papryki
  • 1/2 łyżeczki kminu rzymskiego
  • odrobiny olej kokosowego

Przygotowanie:

1. Mieszamy utartą kolendrę, kurkumę, kmin, paprykę i cynamon. Wrzucamy przyprawy na patelnię i chwilę prażymy. Następnie dodajemy olej kokosowy.

2. Wrzucamy na patelnię pokrojone: cebulę, paprykę i czosnek. Po kilku minutach dodajemy pokrojoną w kostkę dynię i soczewicę.

3. Dodajemy sos sojowy i zalewamy całość wodą (ok. pół szklanki) i gotujemy ok. 15 minut.

4. Dodajemy pokrojone w kostkę pomidory i mleko kokosowe. Gotujemy kolejnych 15 minut.

5. Dodajemy pokrojoną kapustę i jeszcze chwilę gotujemy.

Ja najczęściej podaję curry z kaszą kuskus, ale można też z ryżem lub komosą ryżową.

Smacznego!
NatS

* Trochę zmodyfikowałam przepis z książki "Jeść zdrowiej" Lidla - wyrzuciłam m. in. kapustę pak choi, której nie mogłam nigdzie znaleźć (widać w małych miastach nie sprzedają takich "nietypowych" warzyw), cukier i koncentrat pomidorowy. Dałam za to kapustę pekińską i więcej całych pomidorów. Dodałam też kaszę - w oryginale to danie to bardziej coś w rodzaju zupy ;)

Komentarze