Moją pierwszą, wielką miłością była... czekolada. Jako dziecko nie potrafiłam przeżyć dnia bez zjedzenia choćby małego batonika czy jajka z niespodzianką. W rodzinie krąży nawet historia, którą z upodobaniem co rusz wspomina nasza babcia, a której ja nie pamiętam, bo byłam za mała (a może to wyparcie?):
Pewnego dnia nasza mama kategorycznie zabroniła karmienia mnie i mojego brata słodyczami (mieliśmy wtedy po kilka lat, a Rosi nie było jeszcze na świecie, ale ona i tak nigdy nie była takim słodyczożercą jak my). Jakoś wytrzymaliśmy cały jeden dzień i poszliśmy spać. Wszyscy myśleli, że na tym historia się skończy, aż tu nagle... ja i mój brat, kiedy wszyscy myśleli, że od dawna słodko śpimy, zaczęliśmy wyć wniebogłosy.
- Co się dzieje?! - rodzice i babcia wpadli do naszego pokoju zaniepokojeni. Z resztą trudno się dziwić - w końcu mieliśmy spać, a my darliśmy się, jakby nas ktoś obierał ze skóry i laliśmy rzewne łzy, jakbyśmy oboje śnili przed chwilą ten sam straszny koszmar...
- Bo nam się tak chce czekolady! - wyjaśniliśmy.
Skończyło się tak, że tata biegł do nocnego po czekoladę.
Podobno prowodyrem tej akcji byłam JA. W zasadzie jestem skłonna w to uwierzyć. Jestem starsza i zawsze namawiałam brata do różnych głupot.
Dziś nadal jestem wielką fanką nie tylko czekolady, ale większości znanych ludzkości słodyczy. Ponieważ chcę żyć zdrowo, staram się jednak nie przeginać z ich ilością. Wiadomo, wszystko jest dla ludzi i kawałek czekolady lub ciasta mnie nie zabije, ale co za dużo to niezdrowo.
Właśnie dlatego postanowiłam przejść na desery w wersji fit. W sklepach można znaleźć mnóstwo zdrowych zastępników dla klasycznej czekolady i innych łakoci - batony musli, ciastka owsiane, chias shake itd., itp. Ale nie oszukujmy się, najlepsze i tak są desery, które zrobimy sami. Poza tym np. ja czerpię z ich przygotowywania ogromną frajdę. A jeszcze większą z tego, jak inni je wcinają i dziwią się, że są zdrowe i nie tuczą (oczywiście spożywane w odpowiednich ilościach)
Bez względu na to, czy jesteście fit freekami jak ja i Rosie czy nie, Wam też polecam spróbowania słodyczy w wersji fit. Na zachętę polecam trzy przepisy do wypróbowania w zależności od stopnia kuchenno-cukierniczego zaawansowania:
1. Pudding chias z dodatkami
To najprostszy przepis świata. Bierzecie 1-2 łyżek nasion chia i zalewacie ok. połową szklanki mleka (ja lubię sojowe, ale możecie wybrać klasyczne lub np. kokosowe czy migdałowe). Jeśli nigdy nie przygotowywaliście chia dodam, że w ciągu pierwszych kilkunastu minut musicie co jakiś czas przemieszać nasiona (inaczej skleją się i nic z tego nie wyjdzie). Odstawiamy nasiona z mlekiem do lodówki na kilka godzin. Po wyjęciu dodajemy to, na co mamy ochotę: mus lub dżem owocowy, całe owoce, orzechy itd. itp. Ja stawiam zwykle na truskawki lub borówki amerykańskie z bananem lub dżem z dyni i pomarańczy.
2. Ciacho bananowe z przepisu @fitcook_madzia znalezionego na Instagramie:
W mojej wersji zamiast ksylitolu/żelatyny użyłam inuliny i też się udało ;) Do tego było tak dobre, że mój mąż (podchodzący do fit eksperymentów cukierniczych raczej z dystansem) jadł z dokładką.
3. Babeczki marchewkowe
Przepis nie jest może bardzo trudny, ale wykonanie jest czasochłonne i robi spory bałagan w kuchni ;)
Potrzebujecie:
600-700 g marchwi startej na tarce z grubymi oczkami
200 g zmielonych płatków owsianych lub orkiszowych
4 jajek
1-3 łyżek miodu (w zależności od upodobań)
2 łyżek cynamonu
tartego imbiru
szczypty soli
2 łyżeczek proszku do pieczenia
3 łyżek oliwy
2 garści posiekanych orzechów włoskich (opcjonalnie)
Składniki wystarczy wrzucić do miski i wymieszać (żeby ciasto było bardziej puszyste, można wcześniej oddzielić białka jaj od żółtek i ubić z nich pianę). Po wymieszaniu ciasto wlewamy do foremek (mi wychodzi zwykle ok. 18 sztuk) i pieczemy w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni przez 25-30 minut.
NatS
PS. To, że deser jest fit, nie oznacza, że można wcinać bez opamiętania - jak wszystko inne, on też ma kalorie ;)


Desery fit wydają się bardzo dobrą alternatywą.
OdpowiedzUsuńRównież jako dziecko uwielbiałam czekoladę, ale - na szczęście - z czasem mi to przeszło.
Pozdrawiam, Alternatywnie.