Ona - piękna, fit blondynka z włosami spływającymi kaskadą aż do pośladków, swoją drogą wyglądających w jeansach z naszywką Wranglera zjawiskowo, poruszająca się jak Gigi Hagid na wybiegu Victoria's Secret, olśniewająca uśmiechem typu Shakira w reklamie Blend-a-med, a na dokładkę oczytana studentka prawa. Jak kawa i xanax, co?
Ty - nawet niezły z twarzy, próbujący odwrócić uwagę od cery trądzikowej szałową fryzurą w stylu Zayna Malika, z aspiracjami pójścia od przyszłego miesiąca na siłownię, biedny przyszły księgowy, dodatkowo z metrowymi worami pod oczami, bo sesja trwa, a przecież imprezy przez cały semestr się nie kończyły.
Masz z tyłu głowy, że zdecydowanie nie Twoja liga, ale co Ci szkodzi, profilowe masz w sumie fajne, więc liczysz, że odpisze coś błyskotliwego na ''Hej, co słychać? :)''. I co? Odpisała! Szok, niedowierzanie, tętno minimum 240, to śmieszne uczucie w brzuchu i mimowolny uśmiech. Ale spokojnie, dajesz sobie chwilę, żeby ochłonąć i rozmowa nabiera tempa. Jest tak miła i inteligenta, leci wiadomość za wiadomością, aż w końcu musi uciekać, bo trening. W tym czasie nie możesz się na niczym skupić i tylko czekasz, aż wróci i znów oczaruje Cię mówieniem o książkach albo reinkarnacji.
Pisaliście dobry tydzień. To jest ten moment. Proponujesz wyjście do jakiejś hipsterskiej kawiarni, bo wiesz już, że nie zaimponujesz jej Starbucksem. Chwila... ZGODZIŁA SIĘ.
I teraz to wpadłeś po uszy. Najlepsza randka w życiu, wracasz rozanielony do mieszkania, kładziesz się na łóżku, z miejsca sprawdzasz, czy nic nie napisała, znów rozmowa do wieczora, nawet bardziej szczera i niesamowita niż zwykle, jesteś w stanie powiedzieć jej, co czujesz, aż tu nagle...
I teraz to wpadłeś po uszy. Najlepsza randka w życiu, wracasz rozanielony do mieszkania, kładziesz się na łóżku, z miejsca sprawdzasz, czy nic nie napisała, znów rozmowa do wieczora, nawet bardziej szczera i niesamowita niż zwykle, jesteś w stanie powiedzieć jej, co czujesz, aż tu nagle...
Nie życzę nikomu podobnej sytuacji, ale z doświadczenia wiem, że władować się w taką relację jest niesamowicie łatwo. A zaobserwowałam bardzo ciekawą rzecz, z której mężczyźni najczęściej nie zdają sobie sprawy. Dziewczyny z natury takie są - potrzebują kogoś, komu mogą ufać, wygadać się, ponarzekać na problemy ludzkości, wysłać na Snapie selfie bez makijażu z podpisem ''Wyglądam jak gówno'' i wiedzieć, że w odpowiedzi dostaną zdjęcie z uśmiechem od ucha do ucha, a na nim słowa ''Jesteś piękna''.
To jest egoistyczne. Jak cholera. Wiem. Ale kobiety tak mają. To, że lubią z kimś rozmawiać, śmiać się i chodzić na piwo jeszcze nie znaczy, że są w nim zakochane i chcą się wiązać. Nie linczujcie mnie, jestem po prostu szczera. Sama byłam kiedyś w sytuacji, kiedy ktoś sobie za dużo wyobrażał, a jak powiedziałam, że to się nie uda, przyjaźń poszła się... No właśnie.
Ale wiecie co? Nie ma tego złego. Z każdego doświadczenia można coś wynieść, jakąś naukę na przyszłość. Mnie na przykład tamta relacja nauczyła, że zawsze trzeba być bezpośrednim i mówić prosto z mostu. Jeśli wiecie, że tkwicie we friendzone to miejcie litość dla tych biednych zakochanych ludzi i nie róbcie im większej nadziei niż potrzeba. Dla Ciebie ''kocham Cię'' może być kompletnie bez znaczenia (chociaż nie powinno, ale to osobny temat), ale dla kogoś, kto wzdycha do Ciebie od pół roku będzie miało przeogromne znaczenie, miej to na uwadze.
Dobrze, a co jeśli dojdzie do tego, że zdesperowany, w głębokim friendzone chłopak zaproponuje ''otwarty związek'', a dziewczyna, o zgrozo, na to pójdzie? W sumie co ma do stracenia? Pozwoli mu się potrzymać za rękę, jak będzie potrzebowała podnieść sobie endorfiny to on zawsze będzie chciał się całować, więc jak dla niej - żyć nie umierać. O wiele wiele gorzej będzie z nim, chociaż pewnie w momencie proponowania tego o tym nie pomyślał.
Spójrzmy prawdzie w oczy, niektórzy nie nadają się do stałych związków. Tak jest i już, nie da się z tym walczyć. Lubią poflirtować z baristą, nie pytać o pozwolenie na nic, ponad wszystko cenią swoją wolność i niezależność. W momencie, kiedy spotkają się dwie takie osoby to naprawdę, nie widzę w tym nic złego. Widzę w tym coś złego, kiedy jedna osoba jest zakochana po uszy i jest w stanie skoczyć dla tej drugiej w ogień, a ona ma to delikatnie mówiąc gdzieś, bo zależy jej tylko na zaspokojeniu własnych potrzeb, najczęściej tych podstawowych, cielesnych. To przykre, że w dzisiejszym świecie mało kto znajduje czas na prawdziwe, szczere uczucia i miłość, a coraz więcej ludzi decyduje się na relację typu fuck friends z lenistwa i chęci zaoszczędzenia czasu. Przecież szybki seks zajmuje mniej niż spacer albo romantyczna kolacja, no tak.
Osoby, które pakują się w fuck friends, chcąc uciec z friendzone wyniszczają same siebie. Wmawiają sobie, że ''może w końcu mnie pokocha'', ale w związku opierającym się tylko na cielesności, no kurcze, nie pokocha. A oszukiwanie się, wieczne ukłucia zazdrości i wściekłość na siebie z powodu bycia niewystarczającym nie kończą się dobrze. Nigdy.
Rosie xx

Komentarze
Prześlij komentarz